Tym w zasadzie są "Dzieci Diuny" to tylko obrazki, pokazujące wierzchnią warstwę opowieści Herberta. Twórcy w ogóle nie zrozumieli o czym są "Mesjasz Diuny" i "Dzieci Diuny" lub (co byłoby już grzechem śmiertelnym) zignorowali to idąc na całkowitą łatwiznę. Mamy zatem płaskie, wręcz nudne postaci, brak jakiegokolwiek głębszego sensu we wszystkich sytuacjach i zero rozważań bardziej uniwersalnych. A przecież książki Herberta opowiadają o szaleństwie i deprawacji władzy, o fundamentalizmie, o wyborach pomiędzy mniejszym a większym złem, o koncepcji mesjasza i jej demitologizacji. Tematów aż nadto i wszystkie bardzo aktualne. W filmie mamy jednak tylko ładne twarze, sterylne efekty specjalne i całkiem przyzwoitą (kiedy pojawiają się wschodnie instrumenty) muzykę.
Zgoda zgoda tylko "weź to wszystko pokaż w filmie". Wprzypadku takiej literatury jak seria "diuna" film zawsze będzie tylko zewnętrznym obrazkiem. A po " głębszy sens" jak to ładnie ująłeś należy sięgnąć do książki. Jedyne co może zrobić twórca filmu będącego adaptacją takiej książki to zasugerować widzowi, że w pierwowzorze literackim znajdzie więcej - lepiej - dokładniej.